Moja DaWanda

31 lipca 2014

MIASTO SPOTKAŃ

Wrocław czy też  Wroclove ( jak zwą go niektórzy ) jest niewątpliwie miastem o wielu obliczach.
Z jednej strony nowoczesna aglomeracja,
z drugiej spokój zielonych cichych uliczek,
labirynty krętych ulic Nadodrza czy Trójkąta Bermudzkiego, bulwary nad Odrą, stare wille, podupadające kamienice, natłok nowych hoteli i apartamentowców, które wdzierają się coraz głębiej w bezkres rozległych pół.
Uformowany na styku kultur,
wsparty dziedzictwem wieków,
tętniący życiem dniem i nocą miejski tygiel.
Ludzie lubią tu wracać.
Mówią o jedynej w swym rodzaju atmosferze.
Kto był, wie, o czym mówię.
Tych, którzy nie byli serdecznie zapraszam.
Nie piszę tu jednak turystycznego przewodnika.
Chciałam opowiedzieć o wydarzeniu, które , mam nadzieję, stanie się jednym ze stałych punktów na artystycznej mapie miasta.
Już po raz drugi uczestniczyłam w Ręki Dzieła Feście .
Cała rzecz miała miejsce tuż przy rynku w Przejściu Żelaźniczym.





Przez trzy dni ta wąska uliczka przemieniła się w prawdziwe królestwo rękodzieła.
Na co dzień trochę zapomniana, rzadko odwiedzana, nagle zaroiła się od kolorowych kramów.
Bogactwo oryginalnych wyrobów przywabiło grupki spacerujących wrocławian i turystów.
Poczułam się jak na wakacjach, gdzieś na południu Europy, w jakimś malowniczym zakątku włoskiego czy hiszpańskiego miasta.
Wokół rozbrzmiewał śmiech i gwar rozmów prowadzonych w różnych językach.







Bardzo miło było stać się częścią tego kosmopolitycznego tłumu.
Wniknąć w to energetyczne, barwne grono.
Spotkać starych znajomych i poznać wiele interesujących osób.
Nie mówiąc już o przyjemności, jaką daje uśmiech na twarzy klienta.
Następne torebki powędrowały w świat z małą kroplą pozytywnej energii.
Był wśród nich także szczęśliwy guzik.




Jestem przekonana, że zapewni on powodzenie nowej właścicielce.
Tak być musi.
Przekonałam się w końcu, że jednak lubię wyjść do ludzi.
Obserwować, jak reagują na moje "dzieła".
Inspirować się swoistym kalejdoskopem artystycznie przetworzonej rzeczywistości.



Następna edycja już w sierpniu.
Powrócę na nią z radością.
Już wiem, że będzie fantastycznie :)


21 lipca 2014

GORĄCO

... mi bardzo.I nie chodzi wcale o upały.
Po prostu tyle się dzieje, że na wszystko, czyli życie, brakuje mi czasu .
Mam ostatnio wiele okazji, żeby wyjść z moimi torebkami do ludzi.
W równym stopniu mnie to cieszy i stresuje.
Słoneczne  letnie dni nie sprzyjają skupieniu.
Są takie momenty, że chciałabym rzucić w kąt te kolorowe szmatki i ruszyć z psem na łąkę.
Oddać błogiemu lenistwu.
A ile książek czeka na przeczytanie, ile filmów mam do obejrzenia, ilu znajomych do spotkania.
Niemniej jednak odsuwam od siebie te pokusy.
No, dobra- folguję sobie czasami :)
Z tęsknoty za zielonym łonem przyrody powstały duże  i pakowne torby z rysunkiem krwawnika.



Urzekł mnie ten motyw i myślę , że będzie się w najbliższym czasie dość często pojawiał.
Na sfotografowanie czeka już następna torba z ozdobną krwawnikową kieszenią.
Mam też coś dla niepoprawnych romantyczek.
To chyba także początek serii, bo te kwiatuszki idealnie pasują do letnich kreacji.


Torby są, jak już wspomniałam, duże i pakowne, co jest ich zaletą , ale także wadą.
Można bowiem w nich upchnąć mnóstwo nie do końca potrzebnych przedmiotów.
Szykuję także kolekcję małych torebek na długich paskach.
I wiele jeszcze innych pomysłów czeka na realizację.
Co z tego wyjdzie?
Zobaczymy.
A co robiłam, gdy mnie nie było?
Pojawiłam się w ostatnią niedzielę na Pchlim Targu .
I bardzo miło spędziłam czas w towarzystwie znanych mi już i nieznanych twórców.
Całemu wydarzeniu patronowała przemiła Funia :)



To urocza bywalczyni wrocławskich imprez artystycznych, na których towarzyszy swojej Pani .
Z wrodzonym wdziękiem daje się głaskać, z zainteresowaniem przygląda się różnorodnym twórczym działaniom .
Gdy zaś zmorzy ją już cały ten zgiełk, zalega cichutko w kąciku i śni, marzy, rozmyśla.
Co widziała Funia?
Mam tu, niejako w jej imieniu, do pokazania kilka obrazków.




Gościł nas wrocławski klub Ram Pam Pam Pam . Zebraliśmy się na tarasie od strony ulicy Igielnej.


Impreza będzie cykliczna, z czego się bardzo cieszę.
I tu ważna informacja dla wrocławian -  na targu można się pojawić nie tylko z własną twórczością, ale także z przedmiotami, które chciałoby się sprzedać, np. książkami, gadżetami, nienoszonymi już ciuchami.
Myślę, że to świetna inicjatywa.
Czas kończyć, noc ciemna, a ja mam przed sobą następną edycję Ręki Dzieła Fest - już w najbliższy weekend w Przejściu Żelaźniczym.
Miłych snów :)

11 lipca 2014

SZCZĘŚCIE ZAKLĘTE W GUZIKU

Chciałabym dziś opowiedzieć historię pewnego guzika.
Parę lat temu znalazłam go w pasmanterii, do której przyszłam kupić zapas nici, zamków i pewnie jeszcze kilku nudnych rzeczy.
Od razu wpadł mi w oko- duży, drewniany, okrąglutki.
Nie mogłam mu się oprzeć, więc zabrałam go do domu.
Nie wiadomo w jakim celu, bo przecież nie szyję ubrań.
A nawet jeśli taki pomysł przyszedłby mi do głowy, to i tak  do dziś nie wiem, co mógłby ów guzik zapinać.


Leżał  więc, zapomniany, czasem wypadał z pudełka, przypominając o sobie w dość natrętny sposób.
Oglądałam go wtedy, po czym  przekładałam w inne miejsce i natychmiast zapominałam o jego istnieniu.
Tułał się biedny po pudełkach i szufladach, aż w końcu doczekał się okazji, by zabłysnąć.
Całkiem niedawno uczestniczyłam w barwnej artystycznej imprezie - Rękodzielni Niezależnych Wyrobników .


Były to dwa fantastyczne dni, spędzone w gronie naprawdę utalentowanych osób i bardzo miłych klientów.
Atmosfery nie zepsuł nawet gwałtowny deszcz, który zaskoczył nas w niedzielne popołudnie.
Spotkaliśmy się na patio klimatycznej wrocławskiej Bułki z masłem

.
Popijając kawę lub przepyszną lemoniadę można było podziwiać piękną biżuterię, tekstylne zabawki, oryginalne ręcznie malowane koszulki, awangardowe ciuchy szyte w krótkich seriach.
W tej kolorowej eksplozji twórczych działań znalazły się także moje torebki.




I,jak zwykle przy takich okazjach,  pytano mnie, dlaczego te torebki są energetyczne ?
Zawsze powtarzam, że wkładam w nie serce i chcę przekazać innym trochę tych pozytywnych emocji, które towarzyszą tworzeniu kolejnych unikalnych egzemplarzy.
Mówię, że nasycam moje torby kolorami i uczuciami, żeby sprawiały radość przyszłym właścicielkom.
Parę dni temu znowu wpadł mi w ręce bohater tego posta i postanowiłam, że będzie on symbolem moich intencji.
Drewniany guzik z odrobiną szczęścia wreszcie trafił tam, gdzie już dawno powinien się znaleźć.



Mam wielką nadzieję, że wkrótce torebka zawędruje  w dobre ręce , a z nią drobna iskierka energetycznej torebkowej magii.

30 czerwca 2014

REAKTYWACJA (?)

Późną letnią nocą, podekscytowana, naładowana mnóstwem wrażeń, odkurzam tę moją pisaninę z nadzieją, że nie wszyscy zapomnieli.
" Jak dobrze, że ma pani bloga"- powiedziała z uśmiechem jedna z moich klientek, spotkana wczoraj w Przejściu Żelaźniczym na wrocławskim rynku.
Poczułam się trochę zawstydzona.
Czy ja, tak naprawdę,  mam bloga?
Przecież mój ostatni wpis pojawił się w okolicach Nowego Roku.
Uwierzcie mi, że w tej chwili czerwienię się ze wstydu :)
Tym bardziej, że mam w pamięci pewne szydercze pytanie, czy aby zdążę z nowym postem  przed Wielkanocą?
No, nie zdążyłam, niestety.
Postanowiłam więc, na przekór szydercom, że jednak napiszę, nie przepadnę w katakumbach internetu.
Donoszę zatem wszystkim zainteresowanym, że Torebki Energetyczne gościły w ten weekend na Ręki Dzieła Feście .



Warto było wziąć udział w tym wydarzeniu.
W Przejściu Żelaźniczym wystawiali się wrocławscy twórcy rękodzieła.
Kusili oryginalną biżuterią, obrazami, ceramiką, malowanymi koszulkami.




Bardzo się cieszę, że moje torebki mogły wkomponować się w tę barwną artystyczną mozaikę.


Te trzy dni naładowały mnie adrenaliną, mnóstwem pozytywnej twórczej energii.
Mam wrażenie , że moje torby będą dzięki temu jeszcze bardziej ENERGETYCZNE :)
Bo miłe słowa zadowolonych klientów to jedyna w swoim rodzaju inspiracja.
Cóż może mnie bardziej zmotywować?

27 grudnia 2013

POŚWIĄTECZNIE I PRZEDNOWOROCZNIE

Ochota do pisania dopada mnie zwykle w takiej właśnie późnej godzinie.
W dodatku dziś tak naprawdę zatęskniłam za blogiem.
Uświadomiłam sobie także, że po raz pierwszy nie złożyłam w tym miejscu świątecznych życzeń.
I trochę mi przykro z tego powodu.
Dlatego też dziś, w ten poświąteczny wieczór życzę Wam samych szczęśliwych dni, znajdźcie w każdym z nich choćby najmniejszy powód do radości.
I niech Wam się darzy w nadchodzącym roku.
Bądźcie zdrowi, kochajcie się, spełniajcie marzenia.



3 października 2013

W SERCU MIASTA

Ostatni, wyjątkowo słoneczny i ciepły, weekend spędziłam na kiermaszu.
Rozpędzam się w tej dziedzinie, zaskakując samą siebie.
Na początku mojej działalności miałam duży problem z wyjściem do ludzi i pokazaniem im swoich wyrobów.
Zżerała mnie trema i kryłam się za bezpiecznymi murami internetowych galerii.
Zdałam sobie jednak w końcu sprawę, że tak dalej być nie może, że muszę wykonać następny krok.
A w dodatku we Wrocławiu pojawiają się przeróżne okazje do zaprezentowania rękodzieła.
Głupotą byłoby z nich nie skorzystać.
W związku z powyższym Torebki Energetyczne pojawiły się w minioną sobotę i niedzielę na ulicy Świdnickiej, prawie w sercu miasta, w bardzo klimatycznej Cafe Borówka.
W ogródku tej kawiarenki przez dwa dni królowały kramy z rękodziełem.
A wszystko za sprawą organizatorów I love hand made Kiermasz , którym oczywiście bardzo dziękuję i mam nadzieję na więcej :)


Jak już wspomniałam, aura okazała się łaskawa. W blasku słonecznych promieni można było podziwiać oryginalne, niebanalne, kolorowe wytwory ludzkich rąk.
Najbardziej ujęły mnie urocze zabawki szyte przez BOGNĘ autorkę bloga Gałganki z duszą .



Wzrok przyciągały smukłe mysie baletnice, słonie w kwiatki, koniki w ogrodniczkach - zachęcam do odwiedzenia Gałganków, nie rozczarujecie się, zapewniam.
Wrażenie robiły także wielkie poduchy w kształcie kredek i puzli, oryginalna biżuteria, przepiękne ceramiczne anioły.



Jednym słowem- warto było odwiedzić Borówkę.
Dla nas  - wystawców ten kiermasz był okazją do spotkania, wymiany poglądów i inspiracji.
A co najważniejsze- do wysłuchania sugestii klientów.
W moim wypadku doradzono np. dłuższe, wygodniejsze uszy w torbach zakupowych.
Mówicie i macie- pierwsza z cyklu : energetyczna pomarańczowa torba z sercem i dłuuugimi uchwytami.


Następne już się szyją i mam nadzieję, że dzięki nim jesień będzie jeszcze bardziej kolorowa.
Wracam więc do pracy, bo nie lubię rzucać słów na wiatr.




17 września 2013

WSZYSTKO PRZEZ FACEBOOKA

Mam wrażenie, że w momencie, gdy pojawiłam się na FB moje blogowanie zaczęło powoli odchodzić w niebyt.
Czas szybko leci i o wiele łatwiej jest wrzucić krótką notkę ze zdjęciem, niż znaleźć chwilę, usiąść wygodnie i skomponować dłuższy tekst, dobrać zdjęcia.
Żyjemy szybko, mamy dużo na głowie i może czasem nam się nie chce:?
Właśnie sobie to uświadomiłam i zrobiło mi się trochę smutno.
Pamiętam, jak bardzo podobała mi się idea prowadzenia bloga.
Pamiętam, że z radością siadałam do komputera i myślałam o tym, czym chciałabym się podzielić z czytelnikami.
A dziś? Co z tego dziś zostało?
Nie tylko nie piszę, ale też mało czytam innych.
Szkoda i żal...
Tak dalej być nie może.
Mój ostatni post jest jeszcze z lipca, a przecież trochę się przez ten czas u mnie działo.
Zacznę od końca, czyli ostatniego weekendu.
Na Wyspie Słodowej w strugach deszczu, pod pochmurnym niebem miało miejsce Klubowe Pożegnanie Lata, a przy okazji także Mega Bazar, na którym wraz z koleżankami z Twórczego Kolektywu miałam okazję wystawić się z moimi torebkami.


Impreza, biorąc pod uwagę niesprzyjającą aurę, naprawdę się udała.
Na Bazarze można było kupić bardzo oryginalne przedmioty - biżuterię, ręcznie szyte zabawki, fantastyczne naszyjniki z zamków błyskawicznych, ceramikę.
Zresztą przekonajcie się sami.




Moje koleżanki także przygotowały kolorowe kolczyki, broszki kwiaty,witrażowe aniołki, pocztówki.
Jednym słowem na naszym stoisku było z czego wybierać.




I chociaż na początku martwiłyśmy się, że frekwencja będzie słaba, to jednak miałyśmy powody do radości.
Wrocławianom niestraszne opady, a drobną mżawką to już naprawdę nikt się nie przejmuje.
Wyspa Słodowa to miejsce, które tętni życiem. Tu ciągle coś się dzieje, tu odbywają się koncerty, pikniki, projekcje filmowe.
Nie inaczej było i tym razem.
Oprócz Bazaru odbywały się także artystyczne warsztaty dla dzieci. Można było m. in. pomalować misia :)





Była też okazja do oddania elektrogratów.


Spragnieni mogli spróbować oryginalnej wegańskiej lemoniady lub organicznej kawy z mlekiem kokosowym.



Na mnie zaś ogromne wrażenie zrobiła recyklingowa instalacja.



Zwłaszcza, gdy wieczorem zaświeciły umieszczone na niej lampy z butelek.


Bardzo się cieszę, że w moim mieście pojawia się coraz więcej takich artystycznych inicjatyw.
Już za dwa tygodnie czeka mnie kolejny kiermasz, tym razem prawie w samym sercu Wrocławia.
Postaram się oczywiście zdać relację na blogu.
A tymczasem zostawiam Was z kilkoma migawkami z Wyspy.