Moja DaWanda

21 marca 2013

MOJA BABCIA - CZARODZIEJKA

Czy ktoś jeszcze pamięta z dzieciństwa książkę Joanny Papuzińskiej "Nasza mama czarodziejka"?
W zamierzchłych czasach należała do moich ulubionych.
Dlatego też pozwoliłam sobie sparafrazować ten tytuł na potrzeby bloga.
Moja babcia ( o której już kiedyś pisałam) zadziwiała mnie podobnie, jak zwariowana rodzicielka bohaterów wspomnianej opowiastki.
I prawdopodobnie z tego powodu postanowiłam kiedyś oswoić maszynę do szycia.
A zdjęcie babci stoi teraz w mojej pracowni, stanowiąc nad nią i wszystkimi moimi poczynaniami coś na kształt twórczego patronatu.


Przygląda mi się z półki, jest świadkiem moich wzlotów i upadków, słyszy różne, nie do końca cenzuralne, wypowiedzi, obserwuje moje zmagania z problematyczną, czasami ,materią.
Wygląda bardzo retro i trendy, prawda?
Na tym zdjęciu ma około dwudziestu lat.
Nie domyśla się nawet, że kiedyś pojawię się w jej życiu.
Ja też nigdy jej takiej nie poznam.
Będę pamiętać starszą energiczną panią pochyloną nad maszyną.
Nad niebylejaką maszyną - nad starym Singerem w drewnianej komódce z szufladką, napędzanym pedałem.
Nowszy elektryczny wynalazek najczęściej kurzył się w kącie, bo babcia wolała swój pozbawiony innowacji sprzęt. Mówiła, że go lepiej wyczuwa i łatwiej jej dzięki niemu okiełznać tkaninę.
Trudno to sobie dziś wyobrazić.
Babcia nie potrzebowała hafciarki, bo w razie potrzeby ręcznie wyczarowywała piękne wzory na szytych przez siebie sukienkach.
W ciągłym użyciu były też cekiny, koraliki, ozdobne taśmy i atłasowe lamówki.
Nic więc dziwnego, że wchodząc do pokoju babci czułam się jakbym przekraczała bramy bajkowego sezamu.



Moje zbiory to zaledwie namiastka tego blasku i koloru, który odkrywałam w blaszanych pudełkach, drewnianych szkatułkach i innych schowkach babcinej pracowni.
Pozwalała mi w nich grzebać, układać wzory z korali i guzików, przeglądać żurnale, które piętrzyły się w stosach na półce.
Kolorowe zdjęcia były dla niej inspiracją, bo raczej nie szyła z gotowych wykrojów. Zawsze coś zmieniała, dodawała, dostosowywała do figury.
Zdarzało się, że szyła na podstawie czyjegoś opisu i niezgrabnego rysunku i zawsze wychodziły z tego prawdziwe cuda.
Najbardziej szczęśliwa byłam wtedy, kiedy babcia szyła ubranka dla mojej lalki.
To były fantastyczne stroje, bardzo starannie uszyte i dopieszczone w każdym szczególe.
Moja lalka miała garderobę godną pozazdroszczenia. Oprócz mnóstwa sukienek, spódniczek i bluzeczek, miała np. płaszcz z futrzanym kołnierzem, lśniącą koralikami suknię wieczorową, miękki szlafrok, satynową piżamę i kapelusz. A wszystko to powstawało ze skrawków skrzętnie gromadzonych w dużym pudle.
Prawdziwa magia działa się na moich oczach.
Chyba po babci przejęłam skłonność do gromadzenia resztek tkanin, ciekawych guzików, fragmentów biżuterii. I chociaż dziś są "inne czasy", wokół nadmiar najprzeróżniejszych pasmanteryjnych drobiazgów, półki sklepów uginają się pod nadmiarem towarów, to często wolę wykorzystać rozerwane koraliki lub guzik z dawno wyrzuconej bluzki.
Nie ze skąpstwa, naprawdę.
Czuję po prostu, że te, z pozoru nieprzydatne , drobiazgi mają duszę i cieszę się, że mogę dać im nowe życie.
Tym sposobem powstały np. takie torebki.


Nie wyrzucajcie nienoszonych dżinsów. Moje przeleżały parę lat na dnie szafy, aż wreszcie przyszedł ich czas.
Mam jeszcze jedną parę i kilka skrawków, myślę więc, że powstaną następne egzemplarze.
Tym bardziej, że takie torebki pasują do lekkich pastelowych barw i kwiecistych sukienek.
W sam raz na wiosnę, która uparcie nie chce nadejść.
Przy okazji traktuję ten recykling jako mój wkład w akcję UWOLNIJ TKANINY prowadzoną przez Zapomnianą Pracownię.
Bardzo dawno już tego nie robiłam, a zobowiązałam się do dodawani\a jednej rzeczy w miesiącu.
Wstyd i hańba!
Ale się poprawię:)
I na koniec jeszcze jedna sprawa-bardzo się cieszę, że biorę udział w konkursie na Szyciowy Blog Roku.
Ostatnio trochę na ten temat marudziłam.
Okazało się jednak, że to naprawdę wielka przyjemność.
Bardzo Wam dziękuję za oddane na mnie głosy.
Wszystkim moim zacnym konkurentom życzę powodzenia.
.





9 komentarzy:

  1. Torebki superowe! Ja tak długo zbierałam dżinsy, że narzuta na łóżko sypialniane mi wyszła :D To bardzo przyjemna sprawa taki recykling!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narzuta z dżinsów- to świetny pomysł.Sama bym chciała taką wykombinować, ale nie wiem, czy dałabym radę z tak dużym projektem.

      Usuń
  2. Cudna ta Twoja Babcia :) moja szafa też jest pełna starych dżinsów :) aha no i byłabym zapomniała - gratuluję wygranej w moim candy
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę:)) Już mam przesyłkę od Ciebie. Dziękuję.

      Usuń
  3. Łał, Iris- to już trzeci post w tym miesiącu! Czyżby wiosenne przebudzenie?
    Torebki są genialne!!! Planuję wpaść do Ciebie w dżinsach, a wyjść z torebką:)))A babcia- fakt- to była prawdziwa czarodziejka! Druga babcia też- nadal mam kartkę, którą wykonała własnoręcznie na moje 18-te urodziny( tak, tak ponad dwadzieścia lat temu). Cudo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem. Zbieraj dżinsy. Coś czuję, ze będą mi potrzebne:)

      Usuń
  4. Zapraszam na mój blog po odbiór wyróżnienia "za dobrze wykonaną robotę" :)
    http://koronkowoo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten wpis sprawił, że moje wspomnienia odżyły...
    Moja babcia też ma starego Singera, z drewnianą szufladką, napędzanego nogą. Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, pamiętam, że babcia często szyła. Sobie, swojej córce, swoim wnukom. Moim lalkom niestety nie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, babcie to czarodziejki. Pewnie wiele z nas ma takie wspomnienia. Dzięki za wizytę u mnie. Muszę wpaść do Ciebie.

      Usuń