Moja DaWanda

16 listopada 2012

WROCŁAW FASHION MEETING - WRAŻENIA

Zanim się obejrzałam minął tydzień, a ja jeszcze nie zdążyłam ogarnąć się na tyle, żeby podzielić się swoimi wrażeniami.
Chociaż emocje już opadły, to nadal czuję się lekko niepozbierana.
Może dlatego, że ostatnie dni i ,częściowo, noce upływały mi na gorączce przygotowań.


Nie wspomnę już o zżerającej mnie tremie.
W końcu byłam zaproszona na pierwszą edycję WFM (mój skrót).
A w dodatku to dopiero druga taka impreza w mojej "karierze".
Tak było dzień przed:


W sobotę zaś  wszystko zostało dopięte na ostatni guzik:


Parter i piętro opanowali wystawcy z pięknymi ciuchami, dodatkami, biżuterią.
Niektórzy reklamowali swoje projekty w dość niebanalny sposób.


Rangę wydarzenia docenił także pies imieniem Cyrus, który towarzyszył nam przez cały dzień.
Wyglądał na stałego bywalca modowych eventów, którego trudno czymkolwiek zadziwić.


Jednak był na tyle dobrze wychowany, że nie wyrażał głośno swoich opinii i do wszystkich odnosił się przyjaźnie,
Chociaż nie miałam zbyt wiele czasu na zwiedzanie, udało mi się sklecić krótką fotorelację.
Na piętrze można było oglądać kolekcje zarówno wschodzących, jak i znanych  marek.
Napięcie rośnie:


 I pierwszy tego dnia pokaz:



A w tak zwanym międzyczasie można było obejrzeć takie oto cuda:


Ta biżuteria, będąca połączeniem srebra, metalu i bursztynu, na żywo robiła ogromne wrażenie.
Zdjęcie, niestety, nie oddaje do końca jej urody.
I rzecz z zupełnie innej beczki - fantastyczne koszulki i czapki:


Dużo oryginalnych sukienek;



I buty, czyli moja prywatna fiksacja:)


Te w kolorowe paski- miód na moje serce.
Dla łakomczuchów kolorowe lizaki:



Czy można chcieć więcej- coś dla duszy, coś dla ciała.
Jednym słowem- bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w takim wydarzeniu.
Warto było.
Myślę, że będę się starała łapać wszelkie możliwe okazje.
Jest tylko jeden skutek uboczny.
Siedzę teraz w pracowni i w jakiś marazm popadam.
Czyżbym się wypaliła?
Czy już dałam z siebie wszystko w tym miesiącu?
Nie, tak nie może być.
Mam nadzieję, ze to tylko chwilowe "zmęczenie materiału".


2 komentarze:

  1. Kurcze, fantastycznie to wszystko wyglądało. Strasznie Ci zazdroszczę ;) Za rok postaram się być chociaż jako zwiedzająca. Nie jestem zmotoryzowana i PKSem po prostu nie dam rady przyjechać z torbami.
    A pasiaste butki - łaaaa - mistrzostwo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to przedstawiłaś!!!Masz talent dziewczyno!Powinnas pomyśleć o powrocie do pisania do czasopism- ale nie zaniedbując przy tym szycia i bloga:)))Mam wielka nadzieję, że częstotliwośc postów się zwiększy. Uwielbiam Cię czytać !!!
    P.S
    Zdjęcia też super!

    OdpowiedzUsuń