Moja DaWanda

10 kwietnia 2012

WCZORAJ I DZIŚ

Święta przyszły i minęły jakoś tak szybko i niepostrzeżenie.
Jak dla mnie - zdecydowanie za szybko.
Nasza rodzina nie należy do najliczniejszych, ale mamy wielu przyjaciół.
Te dni wypełnione były spotkaniami z dawno i niedawno widzianymi osobami.
Na rozmowach, wygłupach, wspólnym oglądaniu filmów i gremialnym pochłanianiu sernika:).
Maszyna stała sobie w kącie, zapomniana.
Należało się jej, bo pracowała ciężko do ostatnich chwil przed świętami.


Następne kwiatowe modele już powędrowały na strony galerii.
A będzie ich więcej, taki mam plan.
Tylko trudno mi się jakoś otrząsnąć z tego świątecznego rozleniwienia.
Wczoraj wyciągnęłyśmy z siostrą albumy i pudełka ze zdjęciami.
Myślę, że w starych fotografiach jest magia. Przeszłość zaklęta w czarno-białej tonacji.
Miejsca i twarze, których już nie ma.
Zdarzenia, o których nic nie wiemy, ale możemy dostrzec ich fragment zaklęty w wyblakłym kartoniku.


Na zdjęciu w ramce jest nasza babcia, o której już wspominałam.
Młoda dziewczyna oczekująca od życia wszystkiego, co najlepsze.
Nie podejrzewa nawet, że przyjdzie jej przeżyć wojnę, śmierć bliskich, tułaczkę z dwójką małych dzieci.
My nie znałyśmy takiej babci.
Mamy w pamięci starszą siwą panią szyjącą sukienki dla naszych lalek, gotującą nam kompot z gruszek.
O przeszłości raczej nie mówiła, a może to my byłyśmy za małe, żeby wysłuchać jej historii.

Dwie filiżanki babcia woziła wszędzie ze sobą.
W czasie okupacji często musiała spakować się w ciągu paru minut.
A te dwa kruche przedmioty były najważniejsze, bo tylko w nich dzieci chciały pić rano mleko na śniadanie.
Wszędzie, gdzie rzucił ją los starała się zapewnić swoim dzieciom poczucie bezpieczeństwa.
Dlatego też oprócz filiżanek pakowała też obraz z Matką Boską częstochowską, bo wtedy nasz ojciec, widząc go na ścianie, wiedział, że jest w domu.
Stare zdjęcia, kilka ocalałych przedmiotów, garść wspomnień - to wszystko wiąże nas z nieznanym, ale mimo wszystko naszym światem.
Jakkolwiek banalnie to zabrzmi- przeszłość jest integralną częścią przyszłości.
Nierozerwalny łańcuch zdarzeń doprowadza każdego z nas do tu i teraz.
Stary dom- dla naszej babci koniec wędrówki, dla mnie i siostry- początek.


W tym domu babcia zaczęła odbudowywać swoje życie.
Nasz dziadek nie wrócił z wojny, a ona przyjechała na Ziemie Odzyskane.
Tu poznała swojego drugiego męża, który wiele lat później stał się tym dziadkiem, który zawsze miał w kieszeni cukierki i bujał nas na starej huśtawce w ogrodzie.


Ten kufer przebył z dziadkiem kawał świata. Zawierał cały jego dobytek.
Zaraz po wojnie dziadek wrócił z Kanady, dokąd wyemigrował za chlebem jako szesnastoletni, chyba, chłopiec.
Przyjechał odbudowywać kraj z całą grupą emigrantów.
Powrócił z nadzieją, że będą tworzyć nowy lepszy świat.
Jak to się skończyło, to już zupełnie inna historia.


Szafka i lustro z babcinej sypialni służą nam do dziś. Nie ocalało, niestety, wielkie rzeźbione łóżko z kompletu.
Stolik z okrągłym blatem, nie wiem skąd, ale także był w naszym domu od zawsze.
Kto przy nim pił herbatę? Czytał książkę?
Tego już się pewnie nie dowiem.


Kwietnik naszej babci jest dziś stolikiem. Trzeba było go tylko odmalować i dodać marmurowy blat.
A krzesło kiedyś stało przy dużym stole w jadalni.


Nie ma już starego domu. Nie ma fizycznie.
Bo tak naprawdę on żyje w nas, w otaczających nas przedmiotach, zdjęciach i rodzinnych opowieściach.

















7 komentarzy:

  1. Hmmm, zapomniałaś jeszcze o Olikotku :) Przecież on mieszkał w starym domu! I babcię pewnie też pamięta, o ile, oczywiście, kocia pamięć sięga tak daleko. Choć w jego wypadku wszystko jest możliwe. Myślę, że on zasługuje na zaistnienie w sieci, mimo jego mało wyjściowej powierzchowności. Wszak ten kot to też nie lada historia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz rację. Ten kot zasługuje na osobny post:)Może w najbliższym czasie, kto wie.

      Usuń
  2. Dziękuję, że nie malujesz te historie. O tak, przeszłość wpisuje się w naszą przyszłość w naszą teraźniejszość, jesteśmy sumą wielu doświadczeń, o których często nie mamy pojęcia. Wiesz... Siedziałam, czytałam tak jakbym trzymała w dłoniach tę fotografię, jakbym piła herbatę przy tym stoliku, jakbyś mi nalewała ją z dzbanka w te kruche filiżanki... Ponieważ ja większość wspomnień mam jedynie na fotografiach, a przedmiotów z przeszłości "żadnych" - to takie wspomnienia wzruszają mnie niemiłosiernie i BARDZO jestem Ci za nie wdzięczna, to taka pobudka dla moich wspomnień, to takie zaglądanie w okno samego siebie...
    Jestem wzruszona ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Maryś, cieszę się, że mnie tu odwiedzasz. To niesamowite, że dzięki sieci można nawiązać taką rozmowę i dzielić się myślami. Dopóki nie miałam bloga nawet nie domyślałam się, jakie to niesamowite uczucie. Jak się okazało, ktoś gdzieś czyta moje słowa, nie piszę ich w pustkę. Pozdrawiam Cię niezmiennie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie w tym świecie blogowym niesamowite jest to, że mogę nawiązać osobisty kontakt z osobami, które Tworzą... Które podziwiałam od dawna w galeriach, a którym nigdy nie mogłam przekazać nie kupując ich dzieł, że bardzo mnie inspirują, ciekawią, dodają skrzydeł, żeby samej dalej działać... A to jest niezwykle, a niezwyklejsze, że dzielisz się nie tylko tym, co tworzysz, a też tym, co Cię ulepiło do tworzenia, bo te zapamiętane jak kalki zdarzenia w Tobie zamieszkały i ukształtowały w jakiś "obraz" - ba... On ewoluuje i dotykając inne materie może rozkwitać bardziej... Popatrz, gdyby nie ten blog, mogłabym tylko w książce (bez pewności, czy to tylko literacka fikcja, czy skrawek rzeczywistości) czuć, co ktoś przeżywa... Tak pięknie.
      A lubię Twoje torby bardzo, choć to o czym piszesz wcale nie mniej, Te historie są takie do zasiądnięcia z kubkiem herbaty i wtapiania się. No prawie jak realna rozmowa, jak miłe spotkanie :)))

      Usuń
  4. Jeszcze raz dzięki Maryś. Wiesz, że ja także z ogromną przyjemnością czytam Twojego bloga. I gdyby nie te blogi, to czy kiedyś nawiązałybyśmy kontakt? No właśnie... Pewnie nie. A szkoda by była wielka.

    OdpowiedzUsuń