Moja DaWanda

28 października 2011

STRASZNA HISTORIA

Można chyba śmiało powiedzieć, że prawie każdy z nas miał w domu maszynę do szycia. A jeśli nawet nie u siebie, to przynajmniej u babci albo jakiejś cioci.
W pewnym okresie maszyna była chyba tak podstawowym elementem domowego gospodarstwa, jak dziś np. pralka. Sklepy zalewała tekstylna szarzyzna, a każdy czasem chciał ubrać się elegancko.
Jednak nie o tym chcę opowiedzieć.
Do rzeczy więc...
W moim domu szyła babcia. Miała prawdziwy talent, ogromny zmysł estetyczny, potrafiła wyczarować naprawdę piękne kreacje, czasem z dosłownie kilku niepozornych szmatek. 
W jej pokoju królował stary przedwojenny Singer i duży stół zarzucony tkaninami, szpilkami, mnóstwem szpulek, guzików i kolorowych wstążek. Istny skarbiec pełen klejnotów.
Oczywiście do maszyny nie wolno było się zbliżać, nie wolno było jej dotykać ani się nią bawić. Najlepiej zaś w ogóle nie wchodzić samemu do pokoju babci.
Do dziś pamiętam mrożącą krew w żyłach historię, jak to mój tata, będąc małym chłopcem, dorwał się zuchwale do maszyny i ...przeszył sobie palce (!).
Nie wiem, czy tak było naprawdę. Groźba jednak była na tyle skuteczna, że mimo wielkiej fascynacji obserwowałam tę turkocząca maszynę z nabożną czcią z pewnej odległości. Byłam grzecznym dzieckiem:)
Z drugiej strony- krew nie woda - mimo wszystko pokonałam 
ten dziecinny lęk. Wspomnienie, jak siedzę pod stołem i bawię się kolorowymi ścinkami, w które stroję lalki, gdy babcia szyje kilometry barwnych tkanin, jest jednym z najpiękniejszych.Maszyna monotonnie terkocze, a my rozmawiamy sobie, śmiejemy się, planujemy balową suknię dla mojej ulubionej lalki Karoliny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz